13 marca na świecie pojawiła się Ania. Mój drugi
skarb. Trudno nawet opisać jaki to cud trzymać w ramionach malutkie, bezbronne ciałko,
które swoim pierwszym krzykiem wita się ze światem przytulając się do mnie, bo tylko
przy mnie czuje się bezpiecznie. Mały człowiek, który mieści się na przedramieniu.
Nowe życie całkowicie zależne ode mnie. Ogromna odpowiedzialność i bezgraniczna
miłość. Nie chce zapomnieć tych chwil. Są niezwykłe, magiczne, wzruszające.
Tęsknota za Alą i powrót do domu okupiony ogromnym stresem i
łzami wzruszenia. Radość Ali na widok dzidziusia, moja niepewność co będzie
dalej. Dalej wszystko toczy się w
zawrotnym tempie. Pierwsze oznaki zazdrości są mało oczywiste, to tylko ja mogę
kąpać Ale, czytać książkę na dobranoc, pomagać zrobić siusiu. Każda próba
pomocy A. kończy się wielką histerią. Wyczerpana porodem, nękana przez baby blues, nie
wyspana ogarniam obydwie.
Najtrudniejsze momenty to chyba te kiedy karmię Anię a Ala
chce siku. Odstawić od piersi głodne dziecko czy patrzeć jak drugie się męczy i
czekać aż się posika? Odstawiam. Mam wyrzuty sumienia. Wiem, że niepotrzebnie. Mam
wrażenie, że coraz częściej przeganiam Alę i jest mi smutno. Nigdy nie chciałam
tego robić, chciałam ją uchronić przed syndromem bycia „starszą siostrą”. „Nie wchodź, idź się pobawić do pokoju” , „nie
hałasuj, pobaw się czymś innym”, „zajmij się chwilę sobą” – kilka razy dziennie
kiedy usypiam Anię. Przerażające. Wcześniej była pępkiem świata.
Teraz czasem muszę ją odpychać, to boli także mnie. Nie chcę żeby była smutna i
czuła się odrzucona. Nie chcę, żeby mówiła do mnie: "mamo nie krzycz na Alę". Czy ja naprawdę krzyczę?
Ciągle jeszcze mam ambitny plan dnia: zadbać o dzieci, ubrać, nakarmić, ogarnąć siebie i dom, wyjść na spacer, zrobić zakupy, ugotować
obiad, zapłacić rachunki, umówić Ani szczepienia, pojechać do apteki, zawieźć Alę na
zajęcia, odebrać, zadzwonić do A.... może uda mi pojechać na basen jak
wykąpie i położę Anię, jak wrócę to przeczytam jeszcze Ali bajkę przed snem. Złoszczę
się, kiedy coś idzie nie tak, misterny plan co do minuty ułożony w mojej głowie
rozpada się w drobny mak. Wyżywam się na wszystkich dookoła. Trudno mi zaakceptować,
że tak już teraz będzie.
Ponad wszystko kocham obie moje córki i A., który cierpliwie znosi to jak się miotam i próbuję odnaleźć w tej nowej roli.
Czy jestem dobrą mamą i żoną?
Ala i Ania |
Wystarczy, że będziesz wystarczająco dobrą mamą i żoną, nic więcej.
OdpowiedzUsuń